Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zamknij

Pożegnanie Arkadiusza Pacholskiego

W sobotnie przedpołudnie, 16 stycznia 2021 roku, pożegnaliśmy Arkadiusza Pacholskiego – naszego kolegę-bibliotekarza, ale przede wszystkim cenionego pisarza. Msza żałobna odbyła się w kościele na Majkowie, natomiast pogrzeb na Cmentarzu Tynieckim. Przedwczesna śmierć, która przyszła w poniedziałek, zaskoczyła i zasmuciła nie tylko rodzinę i przyjaciół, ale także kaliszan i polskie środowisko literackie. Oto fragmenty komentarzy, które w ostatnich dniach pojawiły się w mediach i social mediach oraz wspomnień wypowiedzianych podczas ceremonii pogrzebowej.

- Nie żyje Arkadiusz Pacholski - historyk, dziennikarz, pisarz, bibliotekarz, radny Rady Miasta Kalisza III kadencji. Tworzył eseje, szkice i recenzje w wielu cenionych pismach literackich. Pisał także opowiadania i powieści - akcja tej najsłynniejszej, Niemry, dzieje się w Kaliszu. Za swoją twórczość zdobył szereg nagród, m. in. Nagrodę Literacką Fundacji Kościelskich w 1999 roku. Był aktywistą miejskim, animatorem kultury i propagatorem literatury, twórcą cyklu spotkań Salon Literacki. W ostatnim czasie zawodowo związany z Miejską Biblioteką Publiczną im. Adama Asnyka. Cześć Jego pamięci! - pisze na swym profilu FB Krystian Kinastowski, Prezydent Miasta Kalisza.

 

- Spędziliśmy cztery lata w jednej ławce w Asnyku, setki godzin na dyskusjach o literaturze. Przez kilka lat Arek uczył twórczego pisania na filologii polskiej UAM w Kaliszu. Jako laureat Nagrody Kościelskich był tam na swoim miejscu. Odnalazł się też w pracy w Bibliotece, a także jako propagator rowerowego życia miasta – wspomina prof. dr hab. Piotr Łuszczykiewicz, dziekan WP-A UAM.

 

- Gdy wczoraj wieczorem dowiedziałem się o śmierci Arka Pacholskiego, nalałem sobie szklaneczkę whisky i zacząłem wydobywać z pamięci dobre i złe, ale niezmiennie ciekawe, zmuszające do późniejszych refleksji wspólnie spędzone chwile. O jego talencie pisarskim i działalności społecznej wspominają wszyscy. Pewnie nie wszyscy wiedzą, że był także znakomitym kompanem i nieustępliwym, choć bardzo spokojnie wyrażającym swoje opinie partnerem w dyskusjach. A tych mieliśmy w życiu wiele. Poznaliśmy się na początku lat 80. w kawiarni empiku. W latach 90. połączyły nas wspólne pasje i tematy, wałkowane często do późnej nocy przy piwie. Choć w ostatnich latach mocno się różniliśmy, nigdy nie miałem wątpliwości, że Arek walczy o dobro wspólne, tak jak je rozumie i uważa za pożyteczne dla kaliszan i Kalisza, który był chyba jego największą miłością. Zostawił po sobie świetne, dowodzące talentu i erudycji książki oraz trudną do wypełnienia pustkę – to już wpis Mariusza Kurzajczyka – redaktora naczelnego „Ziemi Kaliskiej”.

Zdjęcie sprzed lat z Arkiem Pacholskim opublikowała dziennikarka i wykładowczyni dr Magdalena Zdrowicka-Wawrzyniak. Fotografię podpisała:

Smutno mi... Redakcja Wiadomości Dnia w pełnym składzie, zdjęcie sprzed ponad dwudziestu lat. To moja pierwsza redakcja prasowa. Do 'WD' ściągnął mnie Arek, którego poznałam w Telewizji Centrum. Pamiętam Jego wizyty w redakcji Głosu Wielkopolskiego. Zresztą Arek był obecny we wszystkich miejscach, gdzie coś się działo.

 

- Szkoda Pana Arka. Czasami się nie zgadzaliśmy, czasami krytykowaliśmy siebie i to, co działo się wokół nas. Ale zawsze zwracaliśmy uwagę na siebie i mówiliśmy sobie „dzień dobry” z uśmiechem. Będzie mi go bardzo brakowało. Chyba pójdę rower odkurzyć ku pamięci – stwierdza jeden z internautów.

 - Swoimi przemyśleniami dzieli się również Dawid Borowiak:

Ostatnio dyskutowaliśmy... jak zwykle o Kaliszu. W wielu rzeczach się zgadzaliśmy (np. idea Bezpiecznego Kalisza - Vision Zero), w wielu skrajnie się różniliśmy. Zawsze jednak z szacunkiem do drugiej osoby. Zapamiętam Go z miłości do rowerów (zasuwał cały rok po Kaliszu) i książek. Mało kto wie, ale zanim my zrobiliśmy kilka akcji ratujących Księgarnię Staromiejską, to właśnie Pan Arek zasuwał tam, żeby kupić jeszcze jedną książkę. Kochał Kalisz. (…) Kiedyś rozmawialiśmy o Kaliszu, pytałem o publikacje, na których bazuje swoje opinie. Następnego dnia przywiózł mi do biura stertę nowych magazynów, które może otworzyć oczy na wiele spraw. Wielka szkoda... mieliśmy jeszcze tyle rozmów przed sobą.

 

- „Od 2013 r. współpracował z naszym Archiwum, realizując na nasze zlecenie wszystkie nagrania w ramach Kaliskiego Archiwum Filmowego. Dzięki Niemu udało się ocalić od zapomnienia wspomnienia kilkudziesięciu świadków okupacji hitlerowskiej i obserwatorów życia codziennego w PRL” - przypomina Archiwum Państwowe w Kaliszu.

Piękne słowa o odejściu Arka napisał również kaliski aktywista Krzysztof Pietrzak:

Arek nie umarł, On pojechał tylko w daleką podróż swoim ukochanym rowerem.

W finale mszy pogrzebowej głos zabrał między innymi Robert Kuciński, dyrektor naszej biblioteki:

- Nie tak miało być, Arku. Miałeś jeszcze przez wiele lat jeździć na rowerze po Kaliszu i wozić książki do naszych czytelników. Wszak byłeś inicjatorem tej cennej akcji. Obiecałeś mi, że załatwisz wszystkie urzędowe pisma w sprawie stojaków na rowery przy bibliotecznych filiach. Mieliśmy wiosną ogłosić, że kaliska biblioteka, jak mało która instytucja, przyjazna jest wszystkim cyklistom. Mieliśmy w najbliższym czasie – jak tylko uda się pokonać epidemię – wrócić do spotkań literackich. Miałeś rozbudować dla naszej biblioteki recenzencki blog internetowy „Się pisze, się czyta”. A ja miałem Ci „dać” te zaoszczędzone dni urlopu, abyś mógł na dłuższy czas pojechać do Paryża i napisać nową książkę. Książkę o Paryżu.

Twoja przedwczesna śmierć jest szokiem dla wszystkich. Niby wiemy, że nasze życie jest kruche, ale takie nagłe odejście człowieka w pełni sił, snującego wiele planów, zaangażowanego w rozmaite aktywności, jest jak uderzenie obuchem w głowę, po którym bezgłośnie zadaje się pytanie, dlaczego, dlaczego, dlaczego…

Żegnam Cię w imieniu wszystkich kolegów i koleżanek z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kaliszu, bo przez ostatnie ponad dwa lata spędzałeś z nimi chyba najwięcej czasu, zwłaszcza z Anetą i Sebastianem, z którymi tworzyłeś załogę Filii nr 7 na Majkowie. Wiem, że im najtrudniej będzie spoglądać na puste miejsce przy biurku. Wiem, że biblioteka była dla ciebie ważna jako miejsce pracy, bo kochałeś książki, ceniłeś ludzi, którzy czytają, a jeszcze bardziej tych, którzy piszą – twoje koleżanki, twoich kolegów po piórze. I to nie tylko poetów czy prozaików, ale także historyków, badaczy dziejów, teoretyków sztuki czy socjologów kultury.

Ze wszystkich słów określających Twoją życiową aktywność niewątpliwie najważniejszym jest pisanie. Byłeś i będziesz dla nas pisarzem. Tworzyłeś eseje, szkice i recenzje. Pisałeś opowiadania i powieści. Za swoją twórczość zdobyłeś szereg nagród, m. in. Nagrodę Literacką Fundacji Kościelskich oraz Fundacji im. Władysława i Nelly Turzańskich. Spora część Twej literackiej spuścizny to dla czytelników intelektualne wyzwanie, zapraszające do dyskusji tych, którzy interesują się historią, sztuką, filozofią. 

- „Wspaniały eseista. Wielki żal” – napisał o Arku – na wieść o jego śmierci – Marian Kisiel, poeta i badacz współczesnej literatury.

- „Bardzo smutno. Ekscentryczny, oryginalny, twórczy; bardzo lubiłam z nim rozmawiać. Żałuję, że już się nie spotkamy...” - zareagowała Anna Janko, poetka i krytyczka literacka.

- „Boże mój, taki świetny eseista, tak osobny. Nie znałem Go, ale jego książki mnie zachwycały” – napisał z kolei Janusz Majcherek, eseista i jeden z najbardziej uznanych krytyków teatralnych.

- „We wszystkich swoich utworach Pacholski dopatrywał się istoty człowieczeństwa w wolnej i świadomej działalności twórczej. Motywem przewodnim jego prozy była polemika z manichejską wizją człowieka i świata” – czytamy w literackim dziale portalu „Wirtualna Polska”.

Tych kilka cytatów uzmysławia nam, jak bardzo w polskim środowisku literackim cenionym twórcą był Arek i jak wiele osób w Kaliszu chyba nie wiedziało, że spotyka codziennie utalentowanego pisarza.

Przez zaledwie 10 miesięcy byłem Twoim szefem, ale wcześniej, przez ćwierć wieku, kolegą dziennikarzem, który jest Ci ogromnie wdzięczny za tak zwaną animację kulturalną. Choć biblioteka, w której pracuję, organizuje sporo spotkań z pisarzami, to jednak Ty poprzez swój Salon Literacki byłeś chyba najbardziej konsekwentny i skuteczny w zapraszaniu uznanych pisarzy do Kalisza. Możemy śmiało powiedzieć, że wielu z nich nie moglibyśmy poznać, gdyby nie Twoja aktywność.

- „Miałem wielką życiową przyjemność spotkać Go i być przez Niego goszczonym w Kaliszu w ramach spotkań literackich” – napisał z Brukseli Marek Orzechowski – znany publicysta i komentator, związany niegdyś z Radiem Wolna Europa, Głosem Ameryki w Bonn czy „Tygodnikiem Powszechnym”. „Pamiętam Jego pogodę ducha, życzliwość, wrażliwość oraz otwarcie na świat i ludzi. Dzięki niemu przyjechałem, i to z bardzo daleka, po raz pierwszy w życiu, do pięknego miasta, którego dzięki niemu nie zapomnę. Nie zapomnę też Arkadiusza, jednego z tych, którzy rozświetlają świat”.

- „Dla mnie Arek w mniejszym stopniu był pisarzem (o historyku nie wspomnę), a w większym - działaczem miejskim i intelektualistą” – napisał z kolei historyk Maciej Błachowicz. „Być może, tak jak każdy człowiek nieprzeciętny, nie należał do ludzi łatwych i łatwo nawiązujących kontakty. Rekompensował to swoją wiedzą i przemyśleniami”. Ktoś inny w komentarzach dziękuje za jego pracę dziennikarską, w telewizji, w gazecie. Inny zaś za uniwersyteckie zajęcia z twórczego pisania. Ktoś docenia walkę Arkę Pacholskiego o zrównoważony transport, a inny – o zieleń w mieście. 

Obok pisarskiego pióra rower zdawał się być jego najważniejszym atrybutem. Nie przebierał w słowach i środkach w boju o prawa cyklistów i ekologiczny wymiar naszego życia. Do tyleż zaskakującej, co zabawnej akcji protestacyjnej w wykonaniu Arka Pacholskiego doszło podczas Narodowego Czytania. Za przypomnienie tej sytuacji dziękuję Beacie Majchrzak i profesorowi Piotrowi Łuszczykiewiczowi. Udało się ustalić nie tylko to, że był to rok 2013 i lektura „Trzy po trzy” Aleksandra Fredry, ale nawet znaleźć – dzięki dociekliwości Arka Błaszczyka, kierownika Biblioteki Głównej, dziennikarski zapis tego zdarzenia na portalu Radia Centrum: „Nie wszyscy do lektury podeszli odtwórczo. Pisarz Arkadiusz Pacholski swój przydzielony fragment zmienił na inny, własny tekst. Zamiast koni pojawiły się w nim ... rowery, a Kozacy okazali się niewinnymi cyklistami”. Zaraz po lekturze fragmentu Fredrowskiego tekstu Arek bezceremonialnie rozdał ulotki nawołujące do budowy nowoczesnych dróg rowerowych w Kaliszu. 

A zatem pisarza, dziennikarza, bibliotekarza, miejskiego aktywistę, historyka, animatora kultury… Każdy trochę inaczej będzie wspominał Arkadiusza Pacholskiego, ale nikt – jestem tego pewien – o nim nie zapomni.

Niezwykle wzruszające było wystąpienie Anny Tabaki, historyk sztuki i regionalistki, która przeczytała tekst Beaty Majchrzak, polonistki zaprzyjaźnionej z Arkadiuszem Pacholskim. Słowa, opublikowane wcześniej na portalu calisia.pl, są sumą wspomnień kilku znajomych pisarza:

Gdy patrzę na zdjęcie komunijne z roku 1973, dostrzegam, że Arek jako jedyny chłopiec miał wykończony koronką żabocik, podczas gdy wszyscy inni przyozdobieni zostali niemal identycznymi białymi muszkami. Na tle najstarszego budynku mieszkalnego Kalisza, przy dawnych „kanonikach”, stoimy całą klasą, a wraz z nami siostra Leonarda i ksiądz, którego nazwiska zupełnie nie pamiętam. Z górnego rzędu spogląda w obiektyw ten, który po latach w swoich esejach nazwie się zatwardziałym heretykiem. Starannie upięta śnieżnobiała falbanka to chyba pierwszy uświadomiony przeze mnie szczegół, który odróżnił go od grupy.

Potem było tych detali coraz więcej. W rodzinnym domu, jako chłopiec może jedenastoletni, mógł w styczniu organizować imieniny. Nie byliśmy obyczajnymi dziećmi, ze wstydem kładliśmy na jakiejś półeczce swoje czekolady przyniesione w prezencie i nawet nie umieliśmy złożyć Mu życzeń. Arek już wtedy przyjmował nas w salonie. Zapamiętałam go jako osobny pokój, do którego Mama dyskretnie donosiła nam jakieś smakołyki. Nie pomnę zapachów, choć zakładam, że już wtedy skrapiany był „niedzielnymi” perfumami, o których pisze w swoich Domowych zapasach – książce dedykowanej Przyjaciołom z Salonu Literackiego. Podczas lektury Niemry zwróciłam uwagę na postać Profesora, który – choć pozbawiony luksusu – nie żałował sobie wykwintnej wody kolońskiej, a przy lekturze opowiadań Bunina popijał wyborowy trunek z karafki. Zresztą sądzę, że ta postać dostała od Arka więcej niż tylko fikcyjny literacki portret…

Właśnie tak teraz to widzę – życie Arka było mało komfortowe, za to pełne luksusu. Składał się nań wieloletni codzienny rytuał wychodzenia na miasto po śniadaniu i lekturze gazety. Smakosz kawy oddawał się po pieszej wędrówce lubieżnym przyjemnościom wysłuchiwania najnowszych plotek. Kogo stać na taki luksus? – myślałam, przykładnie spędzając w pracy swoje dni.

Ale on w tym czasie łowił zapachy miasta, studiował wzrokiem eseisty szczegóły jego architektury, przyglądał się witrażom w katedrze, która w owym czasie stała się dla niego czymś więcej, niż tylko zapamiętaną z dzieciństwa budowlą z czerwonordzawej cegły (…) z neogotycką wieżą, która nieodmiennie kojarzyła mu się z kosmiczną rakietą.

Potem zaprosił kaliszan do Salonu Literackiego. Pamiętam wielu gości, ale też dzień, w którym ktoś głośno przeprosił, że musi już wyjść, ma pilne sprawy. Arek odpowiedział wówczas, że to jest Salon, każdy do niego może wejść i wyjść o dowolnej porze, napić się wina, o które długo – zwłaszcza w początkowych latach – dbali sponsorzy.

Niegdyś w tymże Salonie wybuchł spór – czy wina ojca idzie w syna? Czy dziedziczymy grzechy przodków za winę wobec kaliskich żydów? Działo się to na tle Krajobrazu z czerwonym słońcem…

Arek lubił prowokować, nie zgadzać się, kategorycznie wygłaszać swoje sądy. Chciał naprawiać świat, zapominając niekiedy, iż jeden z jego ulubionych pisarzy i filozofów, Dostojewski, ostrzegał, że trzeba najpierw uzyskać do tego prawo. Ale on chciał już, natychmiast, najlepiej żebyśmy wszyscy zamienili auta na rowery. Sam zrobił to spektakularnie. Dandys na rowerze. Dlaczego nie? Arek jeździł w sposób dystyngowany, jak na bywalca salonów przystało. Lecz Jego sanktuarium nie był buduar, tylko nasze miasto, które kochał i którego czasami z równą siłą nienawidził, raz nawet obrazoburczo nazywając je Kaliszewem. Wszystkie jego książki związane są z Kaliszem, może ciaśniej – jak powiedziałby poeta – niż drzewo z ziemią.

Odszedł nagle, z nikim tego nie uzgodnił, co teraz bardzo boli.

Czy masz teraz, Arku, widok lepszy, niż ze swojego okna na poddaszu? Czy tam, w salonach wieczności, częstują gości kojącym nektarem prawdy ostatecznej?
Mogłeś przecież pozostać jeszcze trochę z nami w przedpokoju.

Przyjaciele, którym pióra użyczyła Beata, znająca Arka najdłużej.

Specjalnie dla Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kaliszu Beata Majchrzak zapisała jeszcze kilka wspomnień i nadesłała związane z nimi zdjęcia:

Pacholcówka

Podana fraza nie została odnaleziona – informuje bezosobowo Internet. Ale ja wiem, że stan umysłu istnieje jak najbardziej, choć rodzinnego domu Arka Pacholskiego na Majkowie już nie ma.

Mądrość powrotów do przeszłości zostaje, choć teraz to tylko mentalne slajdy, archeologia pamięci, flesze wspomnień.

Pomysł, aby nazwać swój „dworek” Pacholcówką, przyszedł Arkowi na myśl w roku 1999, kiedy podczas wakacji pełnił rolę tymczasowego kustosza w willi Kuncewiczów w Kazimierzu Dolnym. Wieźliśmy ten słowotwórczy neologizm wracając razem z tej okolicy – ja z rodzinnych wakacji, on po twórczej pracy w tym miejscu.

I teraz wyraz ten dźwięczy nowymi znaczeniami, drażni dawnym zapachem napuszonych hortensji, stojących blisko ścieżki wiodącej do miejsca odpoczynku podczas letnich sennych popołudni. Gospodarz przywiózł na rowerze każdy kamień do utwardzenia tej alejki. Pod drzewem, którego gatunku nie pamiętam, ale z pewnością miało literackie proweniencje, zawsze stała karafka z wodą. Arek nie używał dzbanków do tego celu, choć Majków to przecież wieś spokojna, wieś wesoła jeszcze przed kilkudziesięciu laty.

Oto jego domowe zapasy – we wnętrzu obraz kaliskiego malarza Michała Dobriaka „Fiołki alpejskie” z roku 1956. Kiedy płótno zmieniało właściciela, Arek mówił: jest czas kupowania obrazów i czas sprzedawania. Do bezcennych zasobów Pacholcówki należała też galeria zdjęć i fotografii, porcelanowe cacka filiżanek, butelka dobrego wina na kredensie, choć licealistów ze zdjęcia ugościł przede wszystkim herbatką. Soczyste zielone ściany w niewielkim saloniku – a cóż to wówczas była za fanaberia! I zawsze te książki, otwarte, sążniste, czytane wyspowo i synkopowo, z zakładkami na różnych stronach, trochę bałaganiarsko rzucane jedna na drugą.

Dla dodania sobie majestatu niegdyś fotografowano się z książką.

Czytanie Arka… należy zacząć od nowa. Nazywał siebie rzemieślnikiem słowa. Ale Bóg też jest Architektem – niebo zbudował i złotymi gwiazdami ślicznie uhaftował. Ludowa mądrość głosi, że gdy umiera człowiek, na niebie gaśnie jego gwiazda. Poeci wiedzą, że jest odwrotnie – niebo skrzy się bowiem kolejnymi milionami gwiezdnych światełek upamiętniających ludzi, którzy odchodzą.

Pacholcówka – podana fraza istnieje. Ileż znaleziono rekordów!?...

Beata Majchrzak

* w artykule zamieszczono zdjęcia nadesłane przez Beatę Majchrzak oraz z archiwum MBP Kalisz

Banery/Logo